Można gdybać, co powiedział Bert van Marwijk w szatni tuż przed wyjściem na murawę, ale wystarczyłoby, gdyby wskazał na Toma Rogicia. Obecny zawodnik Celticu Glasgow w wieku Kyliana Mbappégo przechodził do Central Coast Mariners za 13.000 dolarów australijskich, czyli o jakieś 180 milionów euro mniej, niż młoda gwiazda Francji przy przeprowadzce do Paryża. Zawodnicy Australii pokazali od pierwszych minut, że dodatkowej motywacji nie będą jednak potrzebowali.
Australia przegrała o jeden przypadek. O ułamek niekontrolowanego lotu piłki. Zabrakło centymetra, by system goal-line nie uznał trafienia w 80 minucie. Faktycznego strzelca ustalono dopiero w drugim dniu, gdy FIFA oficjalnie cofnęła Pogbie autorstwo bramki na rzecz Aziza Behicha, który zmienił lot piłki na tyle, że powędrowała w poprzeczkę. Technologia okazała się zresztą dwunastym zawodnikiem Francuzów.
Potrzeba było aż pierwszego w historii mundiali zatrzymania gry, by za pomocą VAR ustalić, że jednak interwencja Josha Risdona nad Antoinem Griezmannem powinna zakończyć się wskazaniem jedenastego metra. Sytuacja była na tyle nieoczywista, że w pierwszej chwili od zdarzenia sędzia kontynuował grę, a same powtórki były argumentem w równym stopniu za faulem, jak i brakiem przewinienia. W zależności od ustawienia kamery można było zobaczyć w pierwszej kolejności kontakt Risdona z piłką, lub zahaczenie o nogi Griezmanna. Przy obiektywnych analizach całej sytuacji nie pomogło mocniejsze wypuszczenie sobie piłki przez zawodnika Atletico Madryt i jej zmiana toru po wkroczeniu Risdona. Hipotetyczna szansa na trafienie moment później została przerwana przez bramkarza Australii.
Z kolei przy rzucie karnym dla Socceroos nie mogło być żadnych wątpliwości. Samuel Umtiti zadbał o to, by zagrania ręką nie było przypadkowe. Piłka była oczekiwania z dalszej odległości, a samo ustawienie rąk nie pomogło w uniknięciu kontaktu. Wskazanie jedenastki odbyło się jednak dopiero po podpowiedzi ze strony asystenta sędziego.
Przebieg spotkania z Francją przez długie minuty nie sugerował, że obie reprezentacje dzieli 29 miejsc w rankingu FIFA. Dyscyplina taktyczna i pełna koncentracja u Socceroos była jasnym sygnałem, że na końcu świata potrafi się grać w piłkę, na dodatek na tyle dobrze, że wszyscy kadrowicze zostali wyeksportowani w świat właśnie z A-League. Dała o sobie znak różnica w stylach gry, gdy fizyczność Australii wchodziła w kolizję z francuskimi zawodnikami, co kończyło się momentami irytującym nadużywaniem sędziowskiego gwizdka. Przygoda w Rosji wciąż może być piękna dla Australii, a pierwsze punkty od 8 mundialowych lat są jak najbardziej realne z Duńczykami.
Konrad Frąc dla Socceroos.pl –
Kiedy Bert van Marwijk obejmował stanowisko trenera Socceroos obiecał, że wyeksponuje największe atuty swoich podopiecznych, nie starając się na siłę budować zbytecznej filozofii wokół ich sposobu gry. Holender słowa dotrzymał, czego byliśmy świadkami w meczu z Francją. Australijczycy tworzyli obronny monolit, skutecznie wytrącając z rąk (a może z nóg?) Trójkolorowych wszelkie atuty, którymi rywale mogli zaskoczyć.
Duet stoperów Sainsbury – Milligan rozegrał chyba najlepszy mecz w swojej karierze, ani na moment nie dopuszczając do groźnej sytuacji pod bramką Ryana. Spokojnie wychodząc od obrony, Australijczycy nie bali się śmiało rozgrywać piłki krótkimi podaniami nawet pod presją Francuzów, aczkolwiek w ich akcjach brakowało nieco fantazji, zadziorności, a może polotu?
Powodowało to niestety dość mierne zagrożenie pod polem karnym Hugo Llorisa, zwłaszcza, iż grający z przodu Andrew Nabbout regularnie przegrywał pojedynki z Raphaelem Varanem. Aczkolwiek przebłyski (akcje Risdona i Behicha odpowiednio na początku drugiej oraz pod koniec pierwszej połowy) były i pokazały, że Australia może śmiało grać do przodu, zagrażając najsilniejszym. Z Francją zabrakło po prostu szczęścia.